Heroiczna martyrologia

Minął już miesiąc od uwagi prawdziwego Autorytetu (bez ironii!), profesora Bartoszewskiego, że o powstaniu warszawskim, można dyskutować, ale nie w ten dzień, dzień rocznicowy. Wydaje się, że – poza pochyleniem się z szacunkiem nad poległymi – był tam podtekst, że mówić, owszem, można, byle dobrze. Inne opinie muszą czekać na inny dzień. A wszystko to sprowokowane przez, przyznajmy, wyjątkowo delikatne określenie ministra Sikorskiego : „narodowa katastrofa”.

Następnego dnia „Gazeta Wyborcza” publikuje „mniej delikatne” określenia użyte przez znane osobistości: „nawet zbrodnia” (Generał Anders), „karygodna zbrodnia” (Wiesław Chrzanowski), „samobójczy szał” (Stanisław Cat-Mackiewicz), „akt zniecierpliwienia, młodzieńczej niepowściągliwości” (Stefan Kisielewski). Ani to nie są nieznane osoby, ani nieznane poglądy. Dlaczego więc dość oczywiste i wyważone stwierdzenie wywołało tyle szumu, a raczej złych emocji? Tylko z powodu daty? Zostawmy kwestię oceny powstania kompetentnym historykom, i znają się na tym lepiej, i dystans do wydarzenia już chyba dość odpowiedni.

Wyłania się z tego jednak inne zjawisko, coraz częściej do zaobserwowania, szczególnie u młodych. Narastające zniecierpliwienie i dezaprobata do koncentrowaniu się państwa ( i nie tylko) na uroczystym obchodzeniu naszych klęsk. Na obnoszeniu się z naszą martyrologią i to często, niestety, wobec obcych. Ale jakąż heroiczną martyrologią! I co mają czuć młodzi ludzie – po 20 latach wolnej Polski – kiedy na co dzień zajmują się myśleniem i działaniem  nad poprawą swego bytu, nad sukcesem ? Czcić ofiary i klęski? Co będzie z ich patriotyzmem, tym sensownym patriotyzmem, jeśli zniechęci się ich na progu dorosłości ? A to można zaobserwować : niechęć do celebrowania nieszczęść i ofiar.

Dlaczego nie  moglibyśmy się skupić na naszych sukcesach? Każdy, kto choć trochę zna historię wie, że ich nie brakowało. Szczęśliwie obchodzi się rocznicę bitwy pod Grunwaldem (i to tłumnie, byłyby tam takie tłumy , gdybyśmy tę bitwę przegrali ?). Jest jedyne nasze wygrane powstanie: wielkopolskie. Dobrze chociaż, że przed paru laty przy okazji okrągłej rocznicy zorganizowano imponujące obchody, z obecnymi na nich najwyższymi władzami. Ale w grudniowy czas, kiedy mamy sporo rocznicowych dni, głównie tragicznych, najwyższe władze zazwyczaj w Poznaniu się nie pokazują. Wybierają martyrologię.

Nie chodzi wszakże o to , by świętować wynalezione na siłę przeszłe sukcesy typu bitwa pod Cedynią. Przecież mamy w historii najnowszej, tej najbardziej najnowszej, wspaniałe , piękne osiągnięcia. 31 sierpnia 1980. 4 czerwca 1989. Niby je świętujemy (to znaczy państwo), ale albo nie zawsze, albo wyraźnie słabiej od klęsk. Wybieramy martyrologię.

A cóż dopiero mówić o możliwości zainteresowania naszymi dziejami i tradycjami cudzoziemskich gości. Ilu z nich chce oglądać pomniki heroicznie poległych w przegranych sprawach ? Ostatnio wizytującego Warszawę studenta z Londynu (w ramach akcji „GW”) przewodniczka chciała przegnać po wielu miejscach pamięci, więc starał się i w końcu uciekł. A opisywana w prasie scena, jak po wyjściu z Muzeum Powstania Warszawskiego młody człowiek z zachodniej Europy zapytał: „No, dobrze, ale kto w końcu wygrał?” Czy np. Francuz wyobraża sobie uroczyste świętowanie klęski pod Waterloo?

Czas na zmianę i to zmianę „sterowaną”. Czynniki państwowe za bardzo okopały się w złej tradycji wielbienia narodowych klęsk i katastrof. Jeśli zmieniła się zła tradycja „Polnische Wirtschaft” , a w kraju w latach 90-tych nastąpił istny wybuch przedsiębiorczości, to ta „heroicznie martyrologiczna” też się może zmienić.

Pisze Tomasz Łubieński w „Gazecie Wyborczej” (27-28.08.2011) : „Nasze nieszczęścia historyczne są zawsze dowodem, że mieliśmy rację, więc ich potrzebujemy. Tylko kto zechce żyć w kraju, który wielbi swe przegrane powstania? Ciągle zdradzanym i niedocenianym ?” No, właśnie ! Kto ?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Heroiczna martyrologia

  1. DZ pisze:

    Ujęcie tematu świetnie trafia i w moje spojrzenie na poczucie dumy patriotyczno-historycznej. Epatująca zewsząd martyrologia ugruntowuje postawy, iż ważnym jest sam zryw, a nie jego efekt. Co więcej – duża energia zrywu warta jest poniesienia dużych ofiar i sama przez się uzasadnia ów brak efektu. Dla mnie – to droga donikąd.

Dodaj komentarz